Masażyści to bardzo ważna część każdej drużyny. Czasami jednak najmniej ich przydatności w masowaniu obolałych mięśni, czy pomaganiu w leczeniu kontuzji. Niejednokrotnie stawali się dobrym duchem zespołu, nawet psychologiem, czy człowiekiem od robienia atmosfery. Dobry kumpel w masażyście będzie w imieniu drużyny negocjował z trenerem możliwość wypicia kilku piw w autokarze „w imię dobrej regeneracji”. Najbardziej pamiętnym maserem jest gość z MKS Mława, który z pełnym ekwipunkiem potrafił przebiec 100m w 10,5 sekundy. Wielu kibiców może wciąż go pamiętać. Z lat gry w piłkę mam swoją historię z udziałem pociesznego pana Zbyszka – anonimowego masażysty w III-lidze. Ostrzegam, że nie nadaje się do opowiadania niepełnoletnim.
Pan Zbyszek to dusza-człowiek. Niestety, wielokrotnie był źle traktowany przez dyrektorów klubu i trenerów. My jednak mieliśmy w nim całkowite poparcie i kumpla. Opowiedział nam kiedyś co się mu przytrafiło na jednak z imprez w latach ’80. Zbyszek wybrał się na domówkę, gdzie pito ogromne ilości alkoholu. Towarzystwo tańczyło, balansowało tu i tam, zabawa trwała w najlepsze. Z czasem ludzie łączyli się w pary, odchodzili na bok, by całkowicie pochłonąć się zabawie już sam na sam. Zbyszek też kogoś poznał. Kobieta była bardzo miła i sama zaproponowała pójście na stronę. Sprytny Zbyś już wcześniej upatrzył sobie świetną miejscówkę, a że to była zima, o taką nie było łatwo – pod gołym niebem odpadało. Nasz masażysta podniósł dziewczynę do góry i usadził na blaszanym blacie. Nagły głośny pisk uzmysłowił mu, że zimna blacha na goły tyłek nie przysporzy jej przyjemności, a że to była zima Zbyszek miał pod ręką potężną czapkę z lisa. Podłożył więc ją pod pupę swej wybranki, by miała ciepło i wygodnie. Zabrał się do pracy. Stękał, oddech przyspieszał i dziewczyna sprawiała mu coraz więcej przyjemności. Jednak zorientował się, że sama jest jakaś niepocieszona. Nie oddawała się wieczorowi tak jak on sam. Spytał więc, czy wszystko w porządku. Nieśmiało nowa znajomość oznajmiła, że Zbyszek się pomylił. I że nie wszedł w nią, tylko w czapkę z lisa, na której siedziała. Całe szczęście, że dziewczyna była bardzo wyrozumiała. Inaczej szybko straciłaby ochotę, a Zbyszek zostałby z tą czapką sam.
My tarzaliśmy się po podłodze po tej historii chyba z tydzień. A że opowiedział ją tuż przed meczem, nie trzeba chyba mówić, że koncentracja całkowicie siadła.
Loading Likes...